Papież Franciszek do jezuitów o odniesieniu do Jezusa i Kościoła oraz o zmierzchu
życia
Centralność osoby Jezusa Chrystusa w życiu i działaniu jezuity oraz stały punkt odniesienia
w postaci Kościoła podkreślił Papież Franciszek podczas porannej Mszy. Dzisiejsze
wspomnienie liturgiczne św. Ignacego Loyoli było dlań okazją spotkania na Eucharystii
ze współbraćmi zakonnymi i ich współpracownikami. Msza odbyła się w rzymskim kościele
Imienia Jezus, gdzie pochowany jest założyciel Towarzystwa Jezusowego. Wśród licznie
przybyłych jezuitów nie zabrakło ich przełożonego generalnego o. Adolfo Nicolasa,
który powitał Ojca Świętego, oraz jego asystentów.
Pierwszy Papież jezuita
nawiązał w homilii do nazwy zakonu, która nosi w sobie charakterystyczny rys doświadczenia
Zbawiciela wyniesiony z Ćwiczeń Duchowych św. Ignacego. Jezus stanowi nie tylko stały
punkt odniesienia dla osobistego życia duchowego, ale także dla apostolskiego działania.
„Gdy jakiś jezuita stawia w centrum samego siebie, błądzi” – zaznaczył Ojciec Święty.
„Centralności
Chrystusa odpowiada z drugiej strony centralność Kościoła – mówił Papież. – Są to
jakby dwa ogniska, których nie można rozdzielać. Nie mogę naśladować Chrystusa, jak
tylko w Kościele i wraz z nim. Także w tym przypadku my jezuici i całe Towarzystwo
nie jesteśmy w centrum, jesteśmy, jakby rzec, «przesunięci», jesteśmy w służbie Chrystusa
i Kościoła, Oblubienicy Chrystusa Pana naszego, a jest nią nasza święta Matka – Kościół
Hierarchiczny (por. CD 353). Być ludźmi zakorzenionymi i utwierdzonymi w Kościele
– takimi nas chce Jezus. Nie może być dróg alternatywnych czy odrębnych. Owszem, drogi
poszukiwań, drogi kreatywne – to jest ważne, bo trzeba iść ku peryferiom, których
jest tak wiele. Do tego potrzebna jest kreatywność, ale zawsze we wspólnocie, w Kościele,
wraz z tym uczestnictwem, które daje odwagę, by iść naprzód. Służyć Chrystusowi znaczy
miłować ten konkretny Kościół i służyć mu wielkodusznie w duchu posłuszeństwa”.
Jak
wyjaśnił Papież, ową podwójną centralnością można żyć jedynie wtedy, gdy, jak powiada
św. Paweł, zostaniemy zdobyci przez Chrystusa. Tego doświadczył również św. Ignacy
Loyola, a oznaczało to drogę własnego poszukiwania, na końcu której odkrywamy, że
to nie tyle my znajdujemy Jezusa, co On nas. To rodzi więź z Nim i pragnienie służby,
także w trudach, cierpieniu i prześladowaniu.
Franciszek zauważył w tym momencie,
że taka duchowa droga musi przechodzić również przez doświadczenie własnej słabości,
grzeszności. W takim kontekście św. Ignacy zaleca prośbę o łaskę wstydu i łez nad
popełnionym złem, której celem jest osiągnięcie pokory dla budowania Królestwa Bożego
mocą łaski, a nie realizowania własnych pomysłów.
„Lubię rozmyślać o schyłku
życia jezuity, o jego odchodzeniu – dodał Ojciec Święty. – Przychodzą mi wówczas na
myśl dwie ikony owego zmierzchu przychodzącego na jezuitę. Pierwsza to klasyczny obraz
św. Franciszka Ksawerego spoglądającego ku Chinom. W sztuce i literaturze mamy wiele
ujęć tego odejścia Ksawerego. Mamy tu koniec, bez czegokolwiek, ale przed Panem. Bardzo
lubię o tym rozmyślać. Drugi schyłek i jego ikona, która przychodzi mi na myśl, to
odchodzenie o. Arrupe. Podczas swojej ostatniej wizyty w obozie dla uchodźców, mówił
nam, jakby to był jego łabędzi śpiew: «módlcie się». Modlitwa, zjednoczenie z Jezusem.
A powiedziawszy to, wsiadł w samolot i wrócił do Rzymu z wylewem, który rozpoczął
jego tak długie i wzorowe odchodzenie. Warto spojrzeć na te dwie ikony dwóch zachodów
i powracać do nich. I trzeba nam prosić o łaskę, by i nasz zmierzch był taki, jak
ich”.