Rozważania paschalne ks. Waldemara Turka: Wielkanoc
Biegli oni obydwaj razem (J 20,4).
1.Trochę trudno jest nam uwierzyć w to,
że to już Niedziela Wielkanocna. Żyjemy jeszcze, w pewnej mierze, klimatem Wielkiego
Postu, refleksją nad cierpieniem Chrystusowym i naszym; mamy też w pamięci liturgię
Świętego Triduum Paschalnego, przebogatą w treść i tak bezpośrednio do nas przemawiającą.
Braliśmy, być może, udział w uroczystej procesji rezurekcyjnej, by i w ten sposób
głosić zmartwychwstanie Chrystusa i wzywać całe stworzenie do radości. W zależności
od zwyczajów lokalnych miała ona miejsce zaraz po Wigilii Paschalnej albo rano przed
pierwszą Mszą świętą. Idąc śpiewaliśmy razem ze zgromadzonymi wiernymi: Wesoły nam
dzień dziś nastał. Pytaliśmy, być może, samych siebie ileż to pokoleń szło wokół naszego
parafialnego kościoła w tej procesji, za krzyżem ozdobionym czerwoną stułą oraz figurą
Zmartwychwstałego? Ile mury tej świątyni mogłyby nam powiedzieć o ludziach, którzy,
tak jak my, ale często w zupełnie innym kontekście, świętowali zmartwychwstanie Pana?
Co więcej, odnosiliśmy wrażenie jakby oni też szli razem z nami i śpiewali tę pieśń
na cześć Zmartwychwstałego.
2. Teraz wsłuchujemy się w czytania fragmentów
Pisma Świętego, w których odnajdujemy ten tak charakterystyczny klimat, jaki zapanował
we wspólnocie uczniów Chrystusa po Jego zmartwychwstaniu. Oto lękliwy jeszcze nie
tak dawno Piotr odważnie głosi zgromadzonym prawdę o Zbawicielu. Najpierw krótko charakteryzuje
Jego życie i działalność: Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając
wszystkich, którzy byli pod władzą diabła (Dz 10,38). Następnie przechodzi do wydarzeń
najważniejszych: Jego to zabili, zawiesiwszy na drzewie. Bóg wskrzesił Go trzeciego
dnia i pozwolił Mu ukazać się nie całemu ludowi, ale nam, wybranym uprzednio przez
Boga na świadków, którzyśmy z Nim jedli i pili po Jego zmartwychwstaniu (Dz 10,39-41).
Piotr w odniesieniu do siebie i tych wszystkich, którzy widzieli Jezusa i z Nim przebywali,
używa terminu „świadkowie”, aby podkreślić, że ich rola nie zakończyła się w dniu
zmartwychwstania Pańskiego i że teraz trzeba mówić o tym wydarzeniu i dawać świadectwo.
Z wielką uwagą wsłuchujemy się w Ewangelię opowiadającą o Marii Magdalenie,
która pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, [...]
udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu (J 20,1). A gdy o tym poinformowała
Piotra i Jana, ci natychmiast udali się w drogę do tego miejsca. Biegli oni obydwaj
razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu (J 20,4).
Zarówno Maria Magdalena jak i dwaj uczniowie nie są w stanie ogarnąć wszystkiego swoim
umysłem. Tyle wydarzyło się w ostatnich dniach, a teraz brakowało jeszcze tego, aby
ktoś zabrał Pana z grobu. Prawdopodobnie gdzieś w głębi serca mieli nadzieję na spotkanie
z Jezusem. Biegli zatem i w czasie tego biegu próbowali, być może, przypomnieć sobie
i lepiej zrozumieć niektóre słowa, zapowiedzi czy proroctwa Jezusa.
Ewangelista
jednak bardziej niż na samym biegu, skupia się na reakcji uczniów po tym jak zobaczyli
pusty grób. Jan przybył pierwszy do grobu i, kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna,
jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon, idący za nim. Wszedł do
wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą
nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza
także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd
bowiem nie rozumieli jeszcze pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych (J 20,5-9).
3.
Bieg Jana do grobu różnił się od biegu Piotra, tak jak różne było ich życie i różne
dochodzenie do wiary w Chrystusa. Nie chodziło tylko o inny wiek, inne spojrzenie
na świat i inne charaktery. Jan w relacji do Chrystusa był uprzywilejowany; przecież
to on właśnie był Jego uczniem umiłowanym. To on, dzięki szczególnej intuicji, wyczuwał
wcześniej niż inni uczniowie wolę Pana; to on wytrwał do końca i stał po krzyżem.
Moglibyśmy powiedzieć, że Jan nie tylko dobiegł szybciej do grobu Chrystusowego niż
to uczynił Piotr, ale też dobiegł szybciej do wiary w Zmartwychwstałego Pana. Być
może nie miał tak ciężkiego bagażu duchowego jak Piotr i szybciej uwolnił się od tego,
co zwykle utrudnia otwarcie się na łaskę Pana; może dlatego też był mniej skoncentrowany
na sobie, a bardziej na Jezusie; może to, a może tamto... W każdym razie to właśnie
Jan jako pierwszy ujrzał i uwierzył. Pan jednak jest tajemniczy zarówno w swoich wyborach
jak i w swoich decyzjach, bo po ludzku sądząc, to Jan powinien zostać przywódcą wspólnoty
apostolskiej. A stało się przecież inaczej; Piotr, który upadł, który odradzał Jezusowi
podjęcie cierpienia, który był nieobecny pod krzyżem, został wyznaczony przez Chrystusa
jako widzialna głowa Kościoła. Jan wyczuł nawet to i dlatego, gdy przybiegł pierwszy
do Grobu Pana, nie wszedł do środka, ale zaczekał na starszego Piotra, bo był przekonany,
że to jemu należał się ten przywilej wejścia jako pierwszemu do grobu.
Obydwaj,
choć na różny sposób, uwierzyli w Chrystusa i od tego momentu ich życie było pełne
innego światła, Światła, które nie gaśnie i które nie zna ciemności. Patrzymy dzisiaj
z uwagą na tych dwóch apostołów, na ich dochodzenie do Zbawciela, na ich otwieranie
się na propozycje Chrystusa. Tak bardzo trzeba nam piotrowych łez nad naszym życiem
i upadkami oraz janowego pochylenia się przed Zmartwychwstałym. Ale przede wszystkim
trzeba nam Światła pochodzącego od Zmartwychwstałego Pana. O to światło módlmy się
za pośrednictwem dwóch wielkich apostołów. Piotr uczy nas, że nasza przeszłość, również
ta grzeszna, nie tylko nie musi być przeszkodą w ciągłym dochodzeniu do Chrystusa,
ale może stać się nawet przestrzenią spotkania z Nim. Jan zachęca nas do tego, abyśmy
zabiegali o dar czystego serca i głębokiej intuicji. Obyśmy, za pośrednictwem Piotra
i Jana, dostrzegali obecność Zmartwychwstałego nie tylko w tę Niedzielę Wielkanocną,
ale też w każdym innym dniu naszego życia.