Tylko wolność może przynieść Kubańczykom nadzieję. Taka jest opinia abp. Bruno Musarò.
Nuncjusz apostolski na Kubie odprawił Mszę w Vignacastrisi na południu Włoch, a po
niej o sytuacji na karaibskiej wyspie rozmawiał z wiernymi. Przy tej okazji lokalny
dziennik Lecce News przypomniał aktualną, trudną sytuację społeczną i ekonomiczną
w tym kraju. Czytamy w nim m.in., że większość ludności tego rządzonego od 56 lat
przez socjalistyczną dyktaturę kraju żyje w skrajnej biedzie.
Dziennik pisze,
że chociaż minęło już ponad pół wieku od rewolucji na Kubie i wciąż się ją tam świętuje
i wychwala, to ludzie często przymierają głodem. Powszechny jest brak pracy, są problemy
ze zorganizowaniem jedzenia nawet dla dzieci. Przypomina się także, że lekarze w tym
kraju zarabiają równowartość 25 euro na miesiąc, a by żyć godnie, niektórzy pracują
dodatkowo nocą jako kelnerzy. Wszystko jest kontrolowane przez rząd, nawet dystrybucja
mleka i mięsa. Cielęcina jest luksusem, a za samowolny ubój cielaka można trafić do
więzienia. To wszystko sprawia, że tak wielu ludzi próbuje uciec z wyspy. Mimo przeprowadzonych
przez Raula Castro reform, co roku opuszcza ją ok. 40 tys. osób.
Kościół,
mimo wielu trudności, w ostatnich latach poszerzył pole swojej działalności duszpasterskiej.
Stało się tak zwłaszcza po pielgrzymce Jana Pawła II na Kubę w 1998 r., po której
zniesiono pewne ograniczenia i przywrócono dzień wolny w Boże Narodzenie. Kościół
poza bieżącą pracą pastoralną, pomaga także dzieciom, kobietom i byłym więźniom politycznym.