Franciszek na spotkaniu z Ruchem Szensztackim: mówić prawdę o małżeństwie i towarzyszyć
rodzinie
Głównym wydarzeniem dnia w Watykanie było papieskie spotkanie z Ruchem Szensztackim.
Ponad siedem tysięcy przedstawicieli tego ruchu apostolskiego obejmującego zarówno
osoby konsekrowane, jak i świeckie, przybyło do auli Pawła VI. Międzynarodową pielgrzymkę
zorganizowano w ramach obchodów stulecia tej kościelnej rzeczywistości założonej przez
niemieckiego pallotyna ks. Josefa Kentenicha, a obecnej w wielu krajach świata, także
w Polsce.
Franciszek odpowiadał spontanicznie na pytania dotyczące rodziny,
edukacji, młodzieży, społeczeństwa i Kościoła. Nie zabrakło przy tym kwestii podjętych
na ostatnim zgromadzeniu Synodu Biskupów poświęconym rodzinie. Właśnie małżeństwo
i rodzina są bowiem głównym środowiskiem apostolatu Ruchu Szensztackiego.
„Rodzina
chrześcijańska, małżeństwo, nigdy nie były tak atakowane, jak teraz. Atakowane bezpośrednio,
atakowane konkretnie. Być może się mylę, mogą powiedzieć o tym historycy Kościoła.
Ale rodzina jest bita. W rodzinę się bije, rodzinę się niszczy, jakby to był jakiś
kolejny rodzaj stowarzyszenia. Można nazwać rodziną wszystko. A ponadto ile mamy rodzin
poranionych, ile małżeństw rozbitych, ileż relatywizmu w pojmowaniu sakramentu małżeństwa!
Gdy się spojrzy z socjologicznego punktu widzenia, z punktu widzenia wartości ludzkich,
z punktu widzenia katolickiego sakramentu, jest to kryzys rodziny. Kryzys, bo uderza
się w nią z każdej strony i jest mocno poraniona. Dlatego jest jasne, że nie ma innej
drogi, niż coś z tym zrobić. A zatem ty się pytasz: co możemy zrobić? Owszem, możemy
głosić piękne wykłady, wydawać oświadczenia o pryncypiach. To trzeba robić, to jest
pewne. To musi być jasne i trzeba mówić: to, co proponujecie, nie jest małżeństwem.
To jest stowarzyszenie, ale to nie jest małżeństwo. Czasami trzeba powiedzieć rzeczy
bardzo jasno. I trzeba o tym mówić! Ale duszpasterstwo ma pomagać. W tym wypadku musi
być ciałem przy ciele. Towarzyszyć. A to oznacza: tracić czas. Wielkim mistrzem tracenia
czasu był Jezus, tracił czas towarzysząc w otwieraniu sumień, uzdrawiając chorych,
nauczając. Towarzyszyć oznacza iść drogą razem” – powiedział Papież.
Franciszek
zachęcił też członków Ruchu Szensztackiego do odważnego wychodzenia na peryferie i
głoszenia Jezusa. Wskazał, że tym, co najmocniej pociąga, jest zawsze wiarygodne świadectwo.
„Głoszę się chrześcijaninem, a żyję jak poganin? Kim jestem: prowadzę podwójne
życie? Bycie świadkiem oznacza całkowite zaangażowanie: świadczę, ponieważ jest to
misją mojego życia. Bez świadectwa nie możecie nikomu pomóc, ani młodemu ani staremu
– mówił Papież. – Oczywiście wszyscy jesteśmy słabi i nie zawsze dajemy wystarczająco
dobre świadectwo, jednak musi nas ono poruszać, pchać na zewnątrz, posyłać na misję.
Nie oznacza to prozelityzmu, ale znaczy pomoc i dzielenie się. Kościół, który nie
wychodzi, staje się Kościołem elitarnym. I zamiast wychodzić na zewnątrz, by poszukiwać
potrzebujących pomocy owiec, poświęcamy się małej grupie, by ją czesać; to są tacy
duchowi fryzjerzy. Ruch, Kościół czy wspólnota mogą się mylić, ale piękną rzeczą jest
potem proszenie o wybaczenie. Dlatego też nie bójcie się wyruszać w drogę. Jednak
gdy spotkamy na niej jakieś piękne i przyjemne miejsce, nie zatrzymujmy się. Mamy
być wędrowcami a nie włóczęgami. Wychodzimy w konkretnym celu, a nie po to, by kluczyć
w labiryncie nas samych”.
Ojciec Święty przypomniał o znaczeniu odważnej modlitwy
w życiu. Wskazał też Maryję jako wzór wychowawczyni. „To ona przemieniła stajnię w
dom dla Jezusa” – mówił Franciszek. Przypomniał również, że nie można wzrastać w wierze
bez pomocy Maryi. „Kościół bez Maryi jest sierocińcem” –stwierdził Papież podkreślając,
że „ci, którzy nie chcą jej za matkę, będą ją mieli jako teściową”.