2015-07-10 03:47:00

Santa Cruz: spotkanie Franciszka z kapłanami, zakonnikami i seminarzystami


         Popołudnie drugiego dnia pobytu w Boliwii Franciszek rozpoczął od spotkania z duchowieństwem, osobami zakonnymi i seminarzystami. W wypełnionej po brzegi sali teatralno-sportowej salezjańskiej szkoły w Santa Cruz de la Sierra panowała niezwykle radosna atmosfera. Gorące przyjęcie podkreślały zwłaszcza żywiołowe śpiewy animowane przez sporą reprezentację sióstr zakonnych.

         Witając Papieża odpowiedzialny w episkopacie Boliwii za sprawy zakonne bp Roberto Bordi OFM podkreślił, że w kraju tym jest wielu ubogich, którzy są bogaci wiarą. Są też jednak liczni bogaci, którzy cierpią z powodu ubóstwa duchowego. A im wszystkim służą pracujący w różnych miejscach kapłani, zakonnicy i siostry zakonne. W tym duchu złożono przed Ojcem Świętym trzy świadectwa: księdza z diecezji Cochabamba, siostry zakonnej pracującej na polu edukacji i pochodzącego z górniczej rodziny seminarzysty, dla którego wiara i przykład rozmodlonych rodziców jest codziennym punktem odniesienia w realizacji osobistego powołania.

         Dziękując za te świadectwa Franciszek oparł swoje rozważanie na odczytanym wcześniej fragmencie Ewangelii o uzdrowieniu pod Jerychem ślepca Bartymeusza. Zauważył, że znajdował się on na poboczu drogi, porzucony. Gdy zdał sobie sprawę, że przechodzi Jezus, zaczął wołać. Chciał, by go zauważono. A wokół Jezusa byli apostołowie, uczniowie, kobiety, które zwykle szły za nim, i wielka rzesza ludu. Jak zauważył Papież, sytuację tę można przełożyć na nasz język mówiąc, że wokół Jezusa byli biskupi, kapłani, zakonnice, seminarzyści i zaangażowani świeccy, cały wierny lud Boży. W tym obrazie ujawniają się dwie kwestie.

         „Dwie sprawy jawią się tutaj z mocą, narzucają się. Z jednej strony wołanie, krzyk żebraka, a z drugiej różne reakcje uczniów. Pomyślmy o różnych reakcjach biskupów, kapłanów, zakonnic, seminarzystów na wołania, które słyszymy, albo których nie słyszymy. Wydaje się, że Ewangelista chciał nam pokazać, jakie echo napotyka wołanie Bartymeusza w życiu ludzi i w życiu tych, którzy poszli za Jezusem. Jak reagują oni na ból tego, kto znajduje się na poboczu drogi, na kogo nikt nie zwraca uwagi, nawet nie dają mu jałmużny, tego, kto jest przepełniony bólem, kto nie mieści się w kręgu tych, którzy idą za Panem” – powiedział Papież.

         Na to wołanie ślepca Franciszek proponuje trzy odpowiedzi korespondujące z trzema sformułowaniami zawartymi w ewangelicznym opisie: „przechodzić”, „milcz” i „odwagi, wstań”. Pierwsze z nich jest echem obojętności, przechodzenia obok codziennych problemów i przekonania, że one nas nie dotyczą.

          „Jest to pokusa oswajania się z bólem, przyzwyczajania się do niesprawiedliwości, bo niestety, są tacy ludzie: jestem tutaj z Bogiem, w moim życiu konsekrowanym, wybrany przez Jezusa do posługiwania. I tak, to naturalne, że są chorzy, że są biedni, że są ludzie, którzy cierpią, a więc jest to tak naturalnym, że nie zwracam uwagi na wołanie, na prośbę o pomoc. Przyzwyczajamy się i mówimy sobie: to normalne, zawsze tak było. Ale mnie to nie rusza. To tak w nawiasie. Jest to echo rodzące się w sercu «opancerzonym», w sercu zamkniętym, które utraciło zdolność zdumienia się i tym samym możliwość zmiany. Iluż spośród nas, którzy idziemy za Jezusem, grozi to niebezpieczeństwo utraty zdolności zdziwienia się, także Panem. To zdumienie pierwszym spotkaniem jakby się pomniejszało, co może się przydarzyć każdemu, przydarzyło się pierwszemu papieżowi: «Dokąd mamy iść, Panie, jeśli Ty masz słowa życia wiecznego?». A później Go zdradził, zaparł się. Zdumienie się pomniejszyło! To jest cały proces przyzwyczajania się. Serce «opancerzone». Chodzi o serce, które przyzwyczaiło się do przechodzenia obok, nie dając się poruszyć; istnienie, które przebiegając z jednego miejsca na drugie, nie potrafi się zakorzenić w życiu swego ludu, po prostu dlatego, że jest w tej «elicie», która idzie za Jezusem” – powiedział Papież.

          Drugie ewangeliczne słowo wskazane przez Franciszka to: „milcz”. To drugi sposób reakcji w obliczu wołania Bartymeusza. Zamilknij, nie przeszkadzaj, nie rozpraszaj. W odróżnieniu od poprzedniego tu słucha się, rozumie, nawiązuje kontakt z wołaniem drugiej osoby. Wie się, że ona jest, i reaguje po prostu karcąc. Jest to działanie tych, którzy stając przed ludem Bożym nieustannie go karcą, pokrzykują, każą mu milczeć. Jest to dramat odizolowanego sumienia ludzi sądzących, że życie Jezusa jest tylko dla tych, którzy uważają się za przygotowanych.

         „Słuchają, ale nie słyszą, wygłoszą kazanie, patrzą, ale nie widzą. Konieczność wyróżniania się zablokowała ich serca. Konieczność powiedzenia sobie: «Ja nie jestem taki jak on, nie jestem jak inni», oddzieliła ich nie tylko od wołania ich ludu i od jego płaczu, ale zwłaszcza od powodów do radości. Śmiać się ze śmiejącymi się, płakać z płaczącymi – oto część tajemnicy serca kapłańskiego i serca osoby konsekrowanej. Czasami istnieją kasty, które my takim zachowaniem tworzymy i oddzielamy się. W Ekwadorze pozwoliłem sobie powiedzieć kapłanom – ale były tam też zakonnice – by codziennie prosili o łaskę pamięci, niezapominania! Niezapominania, skąd cię wyciągnęli, że wyciągnęli cię ze stada. Obyś nie zapomniał tego nigdy, byś nie zanegował swych korzeni, tej kultury, której nauczyłeś się od twojego ludu, dlatego że teraz masz kulturę bardziej wyrafinowaną, ważniejszą” – przestrzegał Franciszek.

         I wreszcie trzecie wyrażenie: „odwagi, wstań”. Nie rodzi się ono bezpośrednio z wołania Bartymeusza, ale z reakcji ludzi, którzy widzą, jak Jezus działa, słysząc wołanie niewidomego żebraka.

         „W odróżnieniu od innych, którzy przechodzili, jak mówi Ewangelia, Jezus zatrzymał się i zapytał, co się dzieje, kto tu uderzył w bęben. Zatrzymuje się, słysząc wołanie jakiejś osoby. Wychodzi z anonimowości tłumu, aby ją zidentyfikować i tak oto nawiązuje z nią kontakt. Zakorzenia się w jej życiu. I daleki od wydawania polecenia, aby tamten zamilkł, pyta go: «Powiedz mi, co mogę dla ciebie zrobić?» Nie potrzebuje wyróżniać się, nie musi oddzielać się, nie głosi mu kazania, nie klasyfikuje go i nie pyta, czy jest on upoważniony, czy też nie, aby mówić. Zadaje mu tylko pytanie, identyfikuje go, pragnąc uczestniczyć w życiu tego człowieka, chcąc podjąć ten sam los. W ten sposób przywraca mu powoli godność, którą utracił, na skraju drogi i ślepy. Włącza go. I będąc dalekim od patrzenia nań z zewnątrz, decyduje się utożsamić się z jego problemami i tym samym okazać przemieniającą moc miłosierdzia. Nie istnieje współczucie, nie ma współczucia ani żalu, nie istnieje współczucie, które się nie zatrzymuje. Jeśli się nie zatrzymasz, nie współcierpisz, nie masz Bożego współczucia. Nie istnieje współczucie, które nie słucha. Nie istnieje współczucie, które się nie solidaryzuje się z drugim” – powiedział Papież.

         Ojciec Święty dodał, że taka właśnie jest logika bycia uczniem. Jeśli się nią żyje, będzie zadowolenie i radość. I na tej drodze nie jesteśmy sami. Pomagamy sobie nawzajem przykładem i modlitwą. „Idźmy naprzód przy Bożej pomocy i we współpracy ze wszystkimi. Pan posługuje się nami, aby Jego światło dotarło do wszystkich zakątków ziemi” – powiedział Papież.

lg/ rv








All the contents on this site are copyrighted ©.